Przez ok. 50 dni wraz z moim drogim Bartłomiejem przemierzaliśmy kolejne kilometry, na dwóch kontynentach i w 16-stu krajach. Godziny i dni spędzone w najdalszych zakątkach sieci przełożyły się na wizytę w 155 dotkniętych rozkładem miejscach. Zanim jednak pośród pustych ścian, rozniósł się echem dźwięk migawki, wiele się działo.
Przedzieranie się przez chaszcze jest w pakiecie przy zwiedzaniu opuszczonych, natomiast przeprawa przez metrowe zaspy ciężkiego i mokrego śniegu należą do rzadkości. Ostatnie 100 metrów skończyło się czołganiem na brzuchu, ale jak bardzo warto było się tam czołgać to nie zrozumie ten, który nie zobaczy co było na końcu tej drogi, nawet jeżeli ten ostatni odcinek zajmie pół godziny.
Warto też od czasu do czasu praktykować wspinaczkę, a ile adrenaliny przysparza schodzenie po linie z sześciometrowego muru na długo przed pierwszymi promieniami słońca!
Aresztowani przez japońską policje, zatrzymani przez czarnogórską marynarkę wojenną, wyprowadzeni jak dzieciaki przez skorumpowaną albańską ochronę. Co się złego podziało z moją kobiecą intuicją? #MigającaLampkaToCichyAlarm. Ale pływaliśmy też łódką!
Była ekscytacja, był zachwyt, była radość i był strach. Zamarzaliśmy jak i byliśmy na skraju udaru cieplnego. To był dobry rok. Górnolotnie mówiąc, pod znakiem spełnionych marzeń.